Wednesday, April 2, 2014

To się musiało tak skończyć

Zaczęło się od babci, która zawsze miała jakiegoś zwierzaka - psa Maksia, którego pamiętam tylko ze zdjęć, potem psa Mukusia, którego pamiętam bardzo dobrze, chomika Punię, którą jakimś cudem udało jej się oswoić z dzikusa gryzącego każdy palec do miłego potulnego zwierza, i obecnie kota, którego w zasadzie tak średnio trawię.
Ale tyle wystarczyło, aby rozpocząć litanię pod tytułem: mamo, ja też chcę psa.

Podejść miałam kilka: przychodziłam z błyszczącymi oczkami, składałam rączki jak do modlitwy i pytałam, czy możemy wziąć szczeniaczka, bo koleżance z podwórka się urodziły i chce oddać. Kiedyś nawet z drugiego końca miasta wiozłam na rączkach małe szczenię, licząc na to, że jak zobaczą, to zmiękną.

NIE. Kończyło się na jaju tamagotchi i haśle, że jak tym się nie opiekuję, to tym bardziej nie zajmę się żywym zwierzęciem.

I czas mijał... aż pojawił się Bono :) zakupiony pod realem od gościa, który zarzekał się, że rasowy i że utopi jak ktoś nie weźmie. Serce zmiękło i w ten sposób zyskałam najlepszego przyjaciela na świecie.

Ale przyszły studia, przyszła przeprowadzka... i choć nigdy nie było dnia, w którym nie pomyślałabym o Łałie, ten brak zwierząt gdzieś tam się tlił.

W listopadzie 2013 znalazł nas kot. Kot oryginalny... kot trochę jak pies. Gaduła. Taki koteł jakich mało.
Chwilę później dołączył do niego drugi - już taki bardziej typowy z charakteru.

Za nim przyszła fundacja Głosem Zwierząt i dałam nura w pomaganie tym, którzy głosu nie mają.

I tak to trwa, choć niedługo, to intensywnie - zbieram fundusze, ratuję koty, pomagam doraźnie, szukam domów, zachęcam do wsparcia, szukam zaginionych, rozwieszam plakaty...

I tak ciut ciut mniej boli to, że nie ma koło mnie tej najpiękniejszej psiej mordki.

Ciut ciut mniej, tyle co nic.


Tuesday, April 1, 2014

Początek historii

Historia zaczyna się od dwóch przygarniętych kotów, wegańskiego menu i swobodnie rozumianej potrzeby piękna. Historia ta, przeplatana wątkami wolontariatu na rzecz zwierząt, stresującej pracy w wielkiej korporacji oraz marzeniami o różnych formach tańca, dzieje się w szarej codzienności wynajmowanej kawalerki gdzieś na uboczu dużego miasta.

Gdyby liczyć, ten blog miałby kolejny numer na pewno dwucyfrowy. Średnia długość funkcjonowania każdego z jego poprzedników nie przekraczała 3 miesięcy.

Ale dlaczegoby nie pisać o czymś innym? Jak zrobić coś z niczego, jak pomóc bezdomnemu kotu, ile kosztuje wegańska dieta i jak być ECO, gdy nie wystrarcza już wyciąganie wtyczek z kontaktu i segregacja odpadów.

Trochę o tym, jak się mniej stresować robiąc coś więcej.